Opublikowano:
10.09.2024

Kryzys surowcowy

Wielkie smarowanie

System rozrósł się do niebotycznych rozmiarów, nienotowanych dotąd w historii ludzkości. Sen o globalnej wiosce stał się jawą, a wzajemne zależności osiągnęły apogeum możliwości i – wbrew oczekiwaniom izolacjonistów – nadal się pogłębiają. Nie ma dziś samowystarczalnych, a na każdego monopolistę znajdzie się marchewka lub kijek, wprowadzające ponownie w ruch koła zębate wymiany. Mechanizm coraz częściej zacina się, nie zawsze jest efektywny i wydajny, a jego niedoskonała dystrybucyjna rola objawia się za każdym razem, gdy dochodzi do kryzysu. System nie działa w próżni, obraca bowiem surowcami niezbędnymi do jego utrzymania i wzrostu, a każde wahanie w ich dostawach pogłębia obawy o bezpieczeństwo, ciągłość biznesu i przyszłość społeczeństw.

Krzysztof Kogut

Dziennikarz branżowy oraz wydawca magazynu Obiekty. Prezes Polskiej Rady Facility Management.

Dlaczego surowce są uznawane za strategiczne? 

Nie ma nowoczesnej ekonomii a zarazem społeczeństw bez ciągłości dostaw surowców uznanych za strategiczne. Mowa przede wszystkim o surowcach energetycznych, żywności i wodzie, metalach ziem rzadkich i surowcach wojennych. To absolutna baza, na której ulokowano kolejną warstwę zasobów strategicznych, będących już jednak wytworem abstrakcyjnym, złożonym i przetworzonym, pozwalającym myśleć o zaspokojeniu potrzeb wyższego rzędu.

Mowa tutaj o danych, zaawansowanej technologii, kapitale intelektualnym, infrastrukturze cyfrowej oraz zasobach odnawialnych. Nie byłoby ich jednak bez bazy w postaci surowców naturalnych, cechujących się w swojej naturze bardziej lub mniej skończonym charakterem.

W cieniu strachu przed niedoborem 

Żyjemy w permanentnym stanie nierówności, jeśli chodzi o dostęp do kapitału i surowców. Ta immanentna cecha ekonomii rozpalała wyobraźnię filozofów, chociażby Karola Marksa i  Friedricha Engelsa, głoszących postulaty zmiany sposobów dystrybucji, na których miał funkcjonować komunizm wraz z regułami gospodarki planowej.

Odrzucenie kapitalizmu bazującego na paradygmacie stałego wzrostu, na rzecz kolektywnego i zrównoważonego podziału surowców, z uwzględnieniem potrzeb społecznych i ekologicznych, miał – w ich założeniu – zniwelować obawy i niepokoje społeczne związane z nierównościami społecznymi i klasowymi.

Eksperyment się jednak nie udał i obnażył wszelkie słabości tego idealistycznego myślenia. Być może z tego powodu wciąż wielu naszych rodaków zrażonych do komunistycznego języka wartości, neguje jego podstawową intencję, nie wierząc w możliwość innego poradzenia sobie z wyzwaniami ekologicznymi, społeczno-kulturowymi i ekonomicznymi, niż te, które proponowała partia.

Wciąż żyjemy w cieniu obaw o utratę dostępu do wpływów i bezpieczeństwa, jakie zapewniają surowce. Emocje rezonują silniej w obliczu kryzysów i nakręcają spiralę obaw, ponieważ mają bezpośredni wpływ na każdego z nas.

Strach przed niedoborem towarów i usług, podwyżkami cen oraz permanentną inflacją wysysająca siły życiowe i motywację do wzrostu są współczesnym rakiem ekonomii, z którym bardzo ciężko walczyć bez podejmowania globalnych inicjatyw koncyliacyjnych.

Jednak utrzymanie społecznej mobilizacji w celu polubownego załatwiania sporów i odejście od języka imperialistów, czyli bezpośredniej walki, jest niezwykle trudne w obliczu wysokiej presji na ciągłość dostaw i … niskiej odporności emocjonalnej społeczeństwa żądającego przede wszystkim stabilizacji i bezpieczeństwa.

Przyczyny kryzysów 

Mechanizm obrotu towarami i surowcami osiągnął tak wysoki poziom rozwoju, że stał się niezwykle wrażliwy na wszelkie zakłócenia wynikające z zewnętrznych czynników. Rozpiętość geograficzna łańcuchów dostaw i ich masowy charakter (to znaczy uznanie mechanizmów dalekiej logistyki za główne narzędzie łączące ośrodki zamawiające z tanim wytwórstwem i wydobyciem) są – siłą rzeczy – najczęściej podnoszonym powodem zakłóceń w dostawach.

Geografii nie oszukamy. Fizyczny charakter rzeczywistości materialnej określający prawa dystrybucji sprawia, że odwrotnie niż w procesach informacyjnych, gdzie możemy mówić o utrzymaniu reguł demokratycznych w dostępie do wartości, tutaj mamy do czynienia raczej z regułą: „Czyja ziemia, tego prawa”. Kto ma zasoby, ten decyduje o ich wydobyciu.

Jednak zarówno dystrybucja, jak i rynki zbytu należą już do części systemu, dlatego obrót surowcami podlega – w mniejszym lub większym stopniu – prawom ekonomii oraz grze politycznej, którą skrzętnie wykorzystują jej uczestnicy, by osiągać wyznaczone cele. Stosują zatem różne formy regulacji – ograniczanie wydobycia, poprzez tworzenie reguł prawnych (np. cła), regulacje cen, a także narzędzia strategicznego oddziaływania politycznego w formie gry o dominację nad rynkiem danego surowca.

Ta kontrola przepływów, rozgrywana pomiędzy: rządami, monopolistami, kartelami i korporacjami na samym szczycie a społeczeństwem na dole, tworzą naturalne bariery dystrybucji i wyznaczając strefy wpływów, w których kontrolowane są kanały przesyłu,  naturalna konkurencja tłumiona jest na poziomie, do jakiego nie mają bezpośredniego dostępu organizacje pozyskujące surowce.

Aby zadbać o własne interesy i maksymalizować zyski muszą utrzymywać pośredni wpływ na ośrodki decyzyjne kontrolujące kluczowe węzły dystrybucji, co determinuje również powstanie i utrzymanie stałych, finansowanych struktur zabiegających różnymi metodami o utrzymanie wpływu na ośrodki strategiczne.

Ten zaszyty u podstaw konflikt jest najczęstszym powodem zacinania się mechanizmu, który w coraz większym stopniu wymaga konkretnego smarowania.

Czy surowców jest faktycznie za mało? 

Czy rzeczywiście mamy za mało surowców dla całej populacji naszej planety? Być może jesteśmy ofiarami strasznej gry natury, której nigdy nie uda nam się odmienić? Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna.

10 000 lat p.n.e. populacja planety szacowana była na 4 miliony ludzi.12 tysięcy lat później wynosi już 8 miliardów. Powszechnie uważa się, że w całej historii ludzkości żyło około 110 miliardów ludzi. Jaka jest maksymalna możliwa do utrzymania populacja naszej planety?

Szacunki ekspertów z lat 70, 80 i 90 już dawno zostały przekroczone:

Paul Ehrlich, ekolog i autor książki “The Population Bomb” (1968): od 1,5 do 2 miliardów;
Donella Meadows i jej współpracownicy z MIT, autorzy słynnego raportu “The Limits to Growth” (1972): 2,2 miliarda;
Williama Cattona (1980), “Overshoot: The Ecological Basis of Revolutionary Change” (1980): od 1 do 2 miliardów ludzi.

Bardziej współcześni badacze urealnili te wyobrażenia:

Vaclav Smil (2010), badacz energetyczny i ekologiczny: od 7 do 8 miliardów ludzi;
Badania Mathisa Wackernagela i Global Footprint Network (2010-2020): 10 miliardów ludzi, ale z poważnymi kompromisami dotyczącymi jakości życia.

Według Departamentu Spraw Gospodarczych i Społecznych ONZ (UN DESA) przy utrzymaniu obecnego poziomu przyrostu naturalnego w 2050 będzie nas 9,7 miliarda, a w 2100 dobijemy do około 10,5 miliarda. Jeśli jednak przyjąć, że badacze z lat 70 pomylili się w okresie 50 lat o średnio 300%, możemy wyobrazić sobie, że podobny artykuł w 2050 roku będzie mówił o globalnej populacji Ziemi w wielkości 40 miliardów ludzi… a w 2100?

Niezależnie od liczby mieszkańców naszej planety, poziom ogólnych potrzeb wzrasta, a zatem również konsumpcja.

Krótka kołdra

 

Przeludnieniu sprzyja wyeksploatowanie złóż, ziem i źródeł, co sprawia, że surowce stają się coraz trudniej dostępne, a zarazem droższe. Jeśli nałożymy na to warstwę walki o wpływy oraz wyzwania technologiczne i infrastrukturalne związane z ich pozyskaniem, wówczas okazuje się, że końcowa odpowiedź na pytanie: „Czy zasobów jest wystarczająco?” jest po prostu chybioną hipotezą.  Zawsze będzie ich już za mało, ponieważ wysokie potrzeby, możliwości i chęci rzadko kiedy spotykają się razem w jednym momencie.

Zarówno globalny system produkcji, jak i rosnąca koncentracja dostaw sprzyjają modelowi dominacji, zwłaszcza w przypadku takich surowców, jak metale ziem rzadkich z litem na czele. Na ich niedobór podatne są m.in. następujące gałęzie przemysłu: nowoczesny transport, telekomunikacja, szeroko pojęte IT czy obronność.

Za kluczowe zasoby zagrożone niedoborem uważa się również ropę naftową i gaz ziemny, których dostępne złoża znajdują się na wyczerpaniu, a wydobycie głębszych pokładów jest coraz mniej opłacalne. Dystrybucja tych kluczowych zasobów energetycznych jest poddawana ciągłej presji cenowej i stanowi już stały element globalnej konkurencji – najdelikatniej mówiąc. Zupełnie wprost – wojen.

Problemem jest i będzie także dostępność do wody pitnej. Ponieważ zmiany klimatyczne zaburzają globalną dystrybucję temperatury, w wielu regionach dochodzi do ekstremalnych zjawisk na czele z suszami i gwałtownymi huraganami lub opadami z drugiej. Nadmiary (jeśli występują) nie mogą być skutecznie absorbowane przez retencję, zaczynamy zatem mówić o okresowej reglamentacji zasobów. Pamiętajmy, że to perspektywa wyłącznie środkowoeuropejskiego niewielkiego kraju.

W innych regionach świata – w Afryce Subsaharyjskiej czy, paradoksalnie, Indiach – dostęp do wody pitnej (lub wody w ogóle) jest problemem nierozwiązanym od lat, który znacząco wpływa na jakość życia ludzi, zaś w krajach, takich jak: Etiopia, Sudan i Egipt, gdzie budowana jest tama regulująca przepływ wody w Nilu, już teraz jest realnym zagrożeniem wybuchu konfliktu zbrojnego.

Pandemiczny i post pandemiczny wstrząs ujawnił słabe strony systemu i jego wszelkie wrażliwości. Globalne społeczeństwo po raz pierwszy zrozumiało, że wydłużanie łańcuchów dostaw wiąże się z nadmiernym ryzykiem, którego kosztów można uniknąć, rezygnując z polityki nearshore, zwłaszcza w produkcji podzespołów i komponentów.

Wojna na Ukrainie i próba polaryzacji gospodarczej świata ukazują, że istnieją realne narzędzia nacisku na kraje uważające się za monopolistów, które działają. Czy jednak ich wieloletnia skuteczność dla światowej gospodarki okaże się korzystna? Tego nie możemy być pewni. Prawdą jest, że takie kraje, jak Korea Północna czy Kuba znajdują się w zapaści ekonomicznej od lat i nic nie wskazuje na to, by los ich społeczeństw miał się zmienić na lepsze.

Wojna na Ukrainie pokazała również, że zwłaszcza kraje globalnego południa mogą ucierpieć ze względu na braki w dostawach nawozów i zboża, wywołując lokalne niedobory żywności. Pamiętajmy, że nawozy azotowe i fosforowe są głównym motorem zwiększania wydajności gleb, bez stałego dostępu do tanich dostaw lokalne łańcuchy wytwarzania mogą być poważnie zagrożone.

Zgrabna tautologia

Kryzysy surowcowe są wywoływane przez kryzysy. Ta – wydawałoby się – prosta tautologia niesie za sobą jednak głębsze znaczenie. Rynek nieruchomości jest i będzie poddawany czynnikom zewnętrznym, na które nie ma wpływu. Może jedynie przeciwdziałać skutkom lub zabezpieczyć się na przyszłość, skracając łańcuchy dostaw, dbając o efektywność operacyjną i kosztową, zwiększając elastyczność swojego działania i dostosowując stale swój biznes do zmieniającego się otoczenia. Nie są to odkrywcze prawdy i zdaje sobie sprawę, że wielu z Was powie: „Już to robimy”. Ważna jest jednak dynamika zmian i choć mniej obeznani mogliby powiedzieć, że wciąż robimy za mało, to ja uważam, że zwłaszcza w okresie postpandemicznym wiele zrozumieliśmy. Wprowadzanie zrównoważonych polityk i zmiana narracji, jeśli chodzi o ekologię czy stawanie na wysokie wymogi jakościowe, jest coraz bardziej widoczne. Oczywiście wszystko tutaj działa z opóźnieniem, w mojej ocenie 3 lub 4-letniej. Wielkie zmiany i projekty, jakie będą definiowały liderów naszej branży, są jeszcze przed nami. Wychodzimy z kryzysu ostatnich lat poobijani, jednak z nastawieniem, które może dać nam przewagę w przypadku kolejnych kryzysów.

Warto jednak, abyśmy uświadomili sobie, w jak trudnym otoczeniu i w czasach globalnego niepokoju przyjdzie nam operować. Kryzysy są nie do uniknięcia, zatem warto wyjść dalej i z poziomu biznesu nieruchomości kreować wartość dodatkową, z jakiej przyjdzie nam skorzystać w trudnych czasach. Mówię tu o społeczności i miejscowym charakterze obiektu, który to – dzięki ludziom – jest tym, czym jest. Społeczność może być naprawdę szeroko pojmowana, jednak jej corem są lokalne zespołu obsługi. Postawmy zatem na to, by ludzie doświadczający tych jakże niełatwych przeobrażeń stanęli po naszej stronie.

Na zakończenie

Rekordowo niski stan Wisły (poniżej 25 centymetrów) oraz kolejny rekordowy miesiąc pod względem globalnych temperatur… Anomalie ukazujące powagę sprawy. Pod moim postem na LinkedIn, ukazującym zdjęcia aktywistów, którzy oblali galerię Złote Tarasy pomarańczową farbą, pojawiło się ponad 300 komentarzy oceniających sposób działania młodzieży. Z kolei niezbyt chętnie pojawiały się dyskusje na temat poważnych zagrożeń, przed jakimi już stoimy, a jakie będą coraz częściej udziałem naszej społeczności.

Inne artykuły z tego wydania

Czy to już „social space”?

Czytaj całość
Deska kreślarska

7 pytań o bezpieczeństwo pożarowe

Czytaj całość
ESG

Czy budynki nadają się do recyklingu?

Czytaj całość
ESG

Doradztwo w zielonych barwach

Czytaj całość
Strefa pracownika