Biblioteki z marzeń i snów
Design ośrodków kultury — wskrzeszając ginące obiekty
W ostatnich miesiącach zdjęcia realizacji Biblioteki Nowy Horyzont w Kraśniku zawojowały Internet. Jest kolorowa, niesztampowa. Przywodzi na myśl film Wesa Andersona, zaś powstała w oparciu o ideę Trzeciego Miejsca. Została nagrodzona już w dwóch konkursach: German Design Awards za projekt i Property Design Awards w kategorii: Design-Wnętrza-Obiekty publiczne, a wszystko wskazuje na to, że ma szansę zgarnąć kolejne wyróżnienia.
O zmieniających się funkcjach biblioteki, kopiowaniu i szukaniu inspiracji w pracy architekta rozmawiamy z Grzegorzem Kłodą – współtwórcą projektu (wraz z Justyną Baran) oraz właścicielem pracowni GK-Atelier, mającej na koncie wiele nietuzinkowych realizacji obiektów publicznych.
Rozmawia: Angelika Majkut
Dlaczego na warsztat swojej pracy wybrał Pan akurat głównie biblioteki?
Nie chciałbym budować wokół tego jakichś romantycznych historii. W zasadzie można powiedzieć, że to biblioteki bardziej mnie wybrały niż ja je wybrałem. Jednak nasza pracownia faktycznie specjalizuje się w projektowaniu przestrzeni publicznych, w tym także i bibliotek, choć nie tylko. Realizujemy domy kultury, muzea i innego typu obiekty.
Jeśli chodzi o mój początek z bibliotekami, to miał on miejsce, gdy pracowałem jeszcze na etacie w innym biurze architektonicznym. Wówczas szukałem konkursów, w których mógłbym wziąć udział po godzinach. Jeden z nich polegał na przygotowaniu projektu biblioteki w Lublinie. Brało w nim udział kilka biur. Razem z koleżanką mieliśmy dość odważną koncepcję. Zanim się ona ukształtowała, dokładnie przeanalizowaliśmy kontekst lokalny.
Wspomniana biblioteka miała powstać na nowym osiedlu, w którym zauważyliśmy duży potencjał do tego, że ono będzie ono się rozrastać (pojawią się nowe bloki i pozostałe zabudowy, a mieszkańców wciąż będzie przebywać). Stwierdziliśmy więc, że zaryzykujemy i ponad połowę bibliotecznej przestrzeni przeznaczymy dla dzieciaków i ich aktywności realizowane wraz z rodzicami. Z perspektywy już ponad pięciu lat, odkąd wygraliśmy ten konkurs i zrealizowaliśmy projekt, mogę powiedzieć, że to był strzał w dziesiątkę. Do tej pory ta przestrzeń funkcjonalnie się nie zestarzała.
Naprawdę bardzo dobrze wykonaliśmy wtedy analizę przed projektem. I choć pod względem designu nasze dzisiejsze projekty są o wiele bardziej dopracowane, to pod względem funkcjonalności nie mam sobie nic do zarzucenia. Cały czas pokazuję ten przykład podczas swoich wystąpień, prezentując układ funkcjonalny przestrzeni i analizę potrzeb mieszkańców.
Po wygraniu lubelskiego konkursu pojawiło się zainteresowanie ze strony obiektów podobnego typu. I gdy tylko pojawiały się sprzyjające okoliczności, podejmowałem się kolejnych wyzwań projektowych.
Trzeba jednak tutaj wspomnieć o tym, że kiedy zaczynałem swoją przygodę z tego typu architekturą, brakowało nam podłoży do pracy. Nie było stricte współczesnej literatury dla architektów w tym zakresie. Próbowałem się dokopać do różnego rodzaju źródeł. Natomiast pochodziły one albo z okresu międzywojennego, albo z czasów głębokiej komuny. Wprawdzie udawało się znaleźć informacje, np. o wymiarach regałów. Natomiast o tym, jak powinna wyglądać współczesna biblioteka, nie było właściwie słowa w dostępnej polskiej literaturze praktycznej dla architektów.
Wziąłem więc sprawy w swoje ręce. Stwierdziłem, że po prostu wezmę dalmierz i zacznę chodzić po fajnych bibliotekach. Zacząłem sobie to wszystko analizować. W placówkach, z którymi współpracowałem na początku, prosiłem dyrektorów o zorganizowanie dla mnie spotkania z bibliotekarzami. Chciałem się od nich dowiedzieć, jak widzą bibliotekę przyszłości.
To było ciekawe doświadczenie, ponieważ okazywało się, że każdy widzi ją inaczej. Ku mojemu zaskoczeniu, nie było tam pełnej zgody, jakiej się spodziewałem. Wręcz przeciwnie. Właściwie, każdy, kto zabrał głos w dyskusji, miał inną wizję. To były bardzo żywiołowe dyskusje.
Tak właśnie wyglądały moje początki z projektowaniem bibliotek. Później, gdy zacząłem brać udział w konferencjach, zgromadziłem pewną wiedzę i doświadczenie już jako prelegent.
Myślę, że mogę powiedzieć, że jestem z siebie, pod tym kątem, nawet dumny. Temat projektowania bibliotek został w pewnym momencie zapomniany. Nikt ze środowiska architektonicznego przez długi okres się go nie podejmował. Tymczasem biblioteki bardzo się zmieniały.
Jestem ciekawa, jakie były te wyobrażenia bibliotekarzy i innych osób, z którymi Pan rozmawiał. Jak oni widzieli tę bibliotekę przyszłości?
Wśród bibliotekarzy istnieją dwa obozy: tradycjonalistów i progresywistów. Do tego dochodzi jeszcze różnica pokoleniowa. Starsi bibliotekarze często podchodzą do funkcji biblioteki w sposób tradycjonalny. Widzą ją głównie jako miejsce, gdzie przechowujemy i wypożyczamy książki lub udostępniamy je użytkownikom w czytelniach. Zdaniem grupy myślącej w ten sposób, wszystkie dodatkowe funkcje w bibliotece nie powinny mieć miejsca, co najwyżej mogą występować w domach kultury. Z kolei młodsi bibliotekarze zazwyczaj podchodzą do tego bardziej otwarcie.
Jeśli mówimy o nowych funkcjach biblioteki, chciałbym też wyjaśnić, co dzieje się z nimi na świecie. To ważne, abyśmy zrozumieli, że to nowe do nich podejście nie wiąże się tylko i wyłącznie z remontem i nową aranżacją przestrzeni.
To nowe podejście wiąże się z ogólnoświatowym zjawiskiem, jakie ma teraz miejsce. Zachodzi tak zwany proces podnoszenia rangi bibliotek (aktualnie m.in. w krajach Europy Północnej).
W Stanach Zjednoczonych to już się wydarzyło i to bardzo dawno temu. Biblioteki stały się tam najważniejszymi instytucjami kultury dla małych, lokalnych społeczności. Ciekawostka: Możemy wypożyczyć sobie w nich nie tylko książki, ale chociażby narzędzia do majsterkowania. Są tam nawet przestrzenie, w których możemy sobie pomajsterkować. Można wypożyczyć też na jakiś czas do domu dzieło sztuki.
Zresztą w polskich bibliotekach również organizuje się ciekawe inicjatywy. Jedną z nich była akcja we Wrocławiu: „Wypożycz sobie człowieka”, organizowana przez Dom Spotkań im. Angelusa Silesiusa i Mediatekę (po raz pierwszy w 2007 roku). Umożliwiała ona rozmowę z ochotnikami reprezentującymi grupy, które padają ofiarą różnych stereotypów: muzułmanie, transseksualiści, osoby nieheteronormatywne czy byli bezdomni.
Pozytywnie zaskoczyły mnie także szybkie randki literackie, które również miały miejsce we Wrocławiu. Tym razem w Dolnośląskiej Bibliotece Publicznej im. T. Mikulskiego. Uważam, że oba pomysły są bardzo udane.
Zmiany więc idą w tym kierunku przestrzeni inkluzywnej, dostępnej dla wszystkich. Opowiem tutaj taką anegdotę. Jesienią ubiegłego roku spędzałem czas na Korfu i postanowiłem odwiedzić piękną, zabytkową bibliotekę umieszczoną w starym forcie. Byłem ciekawy, jak aranżuje się taką przestrzeń w pełni historycznej tkance. Zobaczenie jej to był bardzo skomplikowany proces. Dlatego, że nie byłem zapisanym do niej czytelnikiem, byłem zmuszony kilka tygodni wcześniej zapowiedzieć się mailowo, czekać na dyrektora w strefie ciszy (którą, jak odniosłem wrażenie, było całe to miejsce), a na końcu okazało się, że bez pozwolenia nie mogę zrobić sobie nawet zdjęcia i go opublikować. Musiałem specjalnie je uzyskać. Pomyślałem wtedy: dla kogo jest to miejsce? Niemal nikogo tam nie było. I choć to przepiękny obiekt, wcale się nie dziwię. Zmiany, które teraz zachodzą, mają zniwelować ten dyskomfort czytelników.
Czy jako pracownia macie swoje zasady dotyczące projektowania bibliotek, którymi się kierujecie?
Często dostaje pytanie na wykładach, jak powinna wyglądać idealna biblioteka. W związku z tym próbowałem stworzyć sobie jakąś definicję, jak powinna wyglądać współczesna biblioteka.
Próbowałem dość długo, bo kilka lat. Natomiast teraz już wiem, że taka definicja nie istnieje i poszedłbym nawet o krok dalej, że to dobrze, że nie istnieje. Nie powinniśmy próbować jej tworzyć, bo tak naprawdę to, co ogranicza w tej chwili współczesną bibliotekę, to jest wyobraźnia.
Jeżeli ją zdefiniujemy i zamkniemy w sztywnych ramach, to wyrządzimy jej krzywdę. Uważam, że jako architekci powinniśmy zostawić przestrzeń bibliotekarzom. Nie definiować jej w żaden sposób, tylko właśnie jako architekci ją tworzyć. Mieć na uwadze, że to jest miejsce, które powinno pobudzać wyobraźnię.
Chciałbym, żeby w bibliotekach na wzór miasta 15-minutowego, były takie 15-minutowe przestrzenie. Takie, które nie są w żaden sposób definiowane, w stylu: to jest sala do muzyki, a to sala do malowania. Najistotniejszą innowacją byłaby możliwość przearanżowania przestrzeni w 15 minut, aby spełniała wszystkie funkcje do pracy kreatywnej.
A to nie jest tak, że biblioteki umierają? Że wypiera je technologia?
Zwłaszcza w nowych bibliotekach, w których przestrzenie są wyremontowane i atrakcyjne dla użytkowników, następuje ich diametralny wzrost.
W tej chwili biblioteki proponują wiele aktywności dla dzieci i młodzieży. I tak dzieciaki przychodzą do bibliotek dla zabawy, bo jest tam PlayStation czy ścianka wspinaczkowa (jak na przykład w Kraśniku). Natomiast są one otoczone książkami. I bardzo często tak się zdarza, że mimowolnie sięgają po jakąś powieść czy komiks. A potem okazuje się, że im się to zaczyna podobać. Zachęcenie do czytania następuje tutaj więc w naturalny, nienachalny sposób.
Natomiast co do technologii, pamiętam prognozy o śmierci książki papierowej, gdy świeżo na rynku pojawiły się czytniki e-booków. I co się okazało? Dzięki czytnikom elektronicznym czytelnictwo się poprawiło i coraz więcej ludzi zaczęło sięgać po książki papierowe. Dlaczego? Ponieważ książka w ten sposób dotarła do użytkowników, którzy normalnie by po nią nie sięgnęli.
Co jest najtrudniejsze pod względem architektonicznym w projektowaniu bibliotek w Polsce?
Niestety, tym w czym wciąż odstajemy od innych krajów europejskich, jeśli chodzi o biblioteki, są przestrzenie. W innych państwach przeważają wygodne, niskie regały (ok. pięciu półek) i duże otwarte pokoje.
Niestety u nas często nie ma takich możliwości. Sam niedawno byłem w takiej bibliotece w Polsce, gdzie ciężko przechodziło się pomiędzy regałami. Nawet okna były nimi zastawione. Gdyby strażak to zobaczył, mógłby dostać zawału.
Wynika to z tego, że lokalni politycy wciąż bardzo stereotypowo traktują biblioteki. Lokują je tam, gdzie akurat mają wolną nieruchomość i na tym kończy się ich zainteresowanie tematem. To dla architekta wiąże się z pewnymi ograniczeniami.
Kiedyś podszedł do mnie pewien bibliotekarz i powiedział: Czy Pan lubi bibliotekarzy? Bo kiedy patrzę na Pana projekty, to odnoszę wrażenie, że nie. Zapytałem, dlaczego tak uważa i otrzymałem odpowiedź, że projektuję regały do sufitu. Cóż, mam świadomość tego, że dla bibliotekarzy czy dla użytkowników to jest bardzo niewygodne. Natomiast gdy podczas pierwszej rozmowy z dyrektorem słyszę, że mamy 50 tysięcy książek i 400 m2, to wiem, że nie zmieszczą się na niskich półkach. Tym bardziej, jeśli chcemy mieć miejsce na organizacje spotkań i inne aktywności, na których nam zależy.
Zatem to, co zdecydowanie wyróżnia nasze polskie biblioteki, to permanentny brak miejsca. Nawet w nowych budynkach zauważam, że zostały zaprojektowane tak, żeby pomieścić książki. Jednak bardzo często brakuje tam dodatkowych przestrzeni, które sprawiają, że biblioteka tętni życiem.
Natomiast – jak już wcześniej wspominałem – jedną z podstawowych funkcji biblioteki jest pobudzanie wyobraźni. Nie tylko poprzez czytanie, lecz także właściwą aranżację wnętrz.
Pana projekty zaskakują wiele osób. Czy taki jest Pana cel? Jak postrzega Pan architekturę? Czym się Pan inspiruje?
Bardzo często słyszę, że każdy nasz projekt jest inny. Tymczasem odnoszę wrażenie, że od architektów oczekuje się wręcz tego, żeby mieli swój styl i każdy projekt realizowali w taki sposób, żeby było widać, że to właśnie ich dzieło. Czyli dość podobnie.
Natomiast ja cały czas uważam się za młodego architekta i mam wewnętrzną potrzebę poszukiwań. Wiem, że to może wydawać się oklepane, ale rzeczywiście tak jest. Lubię próbować nowych rzeczy i chcę przy tym pozostać, przy zabawie z kolorami, z formami. Raz mam ochotę, żeby zrobić projekt w skali szarości, innym razem bardzo kolorowy, tak jak Biblioteka Nowy Horyzont w Kraśniku (chociaż użyliśmy tam tylko dwóch kolorów).
Choć szanuję architektów, którzy mają jeden wspólny mianownik swojej twórczości, jak np. podziwiany przeze mnie na studiach Tadao Andō, nudziłbym się, gdybym projektował nieustannie w jednym stylu.
Kolejnym argumentem za takim podejściem jest to, że biblioteki stanowią bardzo ważne miejsca dla lokalsów. Chcę, żeby czuli się traktowani indywidualnie, żeby mieli poczucie, że konkretny projekt jest tylko ich, bo drugi taki nigdzie indziej już nie powstanie.